Wszyscy siedzą w jednym pokoju. Bogdan Wasilewski co kilka chwil gdzieś jeździ i wraca. Czyżby szukał mieszkania? Nic się praktycznie nie dzieje.
Ze względu na święto robimy małe przyjęcie - spotykamy się z sąsiadami i przy herbacie i cieście dyskutujemy o sytuacji.
Informuję Agatę Wasilewską, że mają się natychmiast wyprowadzić. Coś gada pod nosem, mówi że "a co nie widzisz, że się wyprowadzimy" - no tak, ciężko tak mieszkać. Jeść dzieciom daje dopiero popołudniu. Robi jakieś frytki.
Trochę posprzątała kuchnię - to co wyciągneliśmy z lodówki (zabraliśmy ją) leżało przez 2 dni na blacie kuchennym.
Popołudniem informujemy Wasilewskich, że jak nie wyprowadzą się do wieczora, to będziemy musieli naprawić drzwi od łazienki.
Nie wyprowadzili się - o 22:30 drzwi od łazienki ostatecznie zdjęliśmy, bo się zepsuły. Cóż. Teraz z toalety trzeba korzystać przy otwartych drzwiach (widać toaletę z klatki schodowej).
Przywieźliśmy też jedne drzwi do pokoju w którym śpimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz